niedziela, 8 września 2013

Informacja

Hej moje słoneczka! Jak tam po wakacjach? Pewnie już zmęczeni pierwszym tygodniem szkoły, co? Ja jestem strasznie. Mogłabym spać godzinami, jednakże do rzeczy. Co tutaj mnie sprowadziło? A no właśnie, temat szkoły i weny. Chciałam tylko napisać, iż rozdziały nie będą za często tak, jak na wakacjach. Czeka mnie sporo nauki, w końcu to 2 klasa gimnazjum. W dodatku ostatnio cierpię na chorobę braku weny lub inaczej: braku chęci i braku rozmaitego słownictwa, czyli obrania tego wszystkiego w ładne słowa. Przepraszam was bardzo :(
To chyba tyle. Postaram się wykorzystywać ten wolny czas na pisanie rozdziałów. Nie mogę przecież was zawieść.

Buziaki, Sue x

wtorek, 27 sierpnia 2013

6 rozdział "Dla ciebie nawet gwiazdka z nieba"

Osłupiałem wpatrując się w rudowłosą piękność. Włosy okalały jej smukłą twarzyczkę, na której znajdowało się mnóstwo piegów, zaś jej oczy były specyficzne; takie rzadko spotykane. Oblizała swe brzoskwiniowe usta, a potem uśmiechnęła się promiennie ukazując rządek białych, niemalże perełek. Miała tak samo pyzate policzki jak Aly. Naciągnęła grubą, szarą, zimową czapkę na uszy przy czym ja pogładziłem loczki odwzajemniając uśmiech. W takich sytuacjach czułem się bardzo niezręcznie.
-Jestem Jay-wyciągnąłem swą dłoń w stronę dziewczyny. Po chwili mogłem poczuć puszysty materiał dotykający moją skórę. Jej rękawiczki były nadzwyczaj miękkie i to też po części sprawiło, iż nie chciałem puszczać. Gdy tak długo się trzymaliśmy, rudowłosa chrząknęła w pięść co miało oznaczać, żebym wreszcie ją zostawił.
-Także, w czym mogę ci pomóc, Ellie?-spytałem, przerywając ciszę pomiędzy nami.
-Wiesz, dopiero się przeprowadziłam do domu obok i głupia ja, zapomniałam kawy, a bardzo by mi się przydała. Czuję się, jakbym miała zaraz walnąć na ten śnieg i zapaść w długi, zimowy sen-zachichotała uroczo. Co mogę o niej powiedzieć na sam początek? Okropnie gadatliwa, jednakże lubiłem takie dziewczyny. To mniej, więcej odróżniało ją od Aly. Ona jest bardziej zamyślona, czasami cicha jak Nathan, a jak już rozmawia z kimś to szybko zmienia temat. Ah no właśnie, o wilku mowa. Farbowana zaszła mnie od tyłu, oparła się łokciem na moim ramieniu i rzekła:
-Mamy gościa? To do ciebie Bird?-rudowłosej od razu zmienił się humor. Chyba pomyślała o tym, że Alya to moja sympatia, oj nie. Nie jest w moim typie, to bardziej partia dla Nath'a. Jest tylko moją przyjaciółką, nic więcej. Może i kocham ją, lecz po przyjacielsku.
-Chwilowego gościa-odpowiedziała, chociaż miałem ja to zrobić. Wyraz twarzy miała niezbyt dobry; na tyle, żeby zapoznać się z ludźmi, wziąć to co trzeba i odejść.
-Nie wejdziesz? Przecież chciałaś kawę, to może wypijesz ją u nas?-starałem się naprawić atmosferę panującą w tym momencie.
-Nie, nie chcę wam przeszkadzać, pójdę jednak do tego sklepu obok-pokazała kciukiem do tyłu i oddalała się prawie potykając o schodek. Nie chciałem jej odejścia; chciałem ją bliżej poznać. Chciałem poznać jej zalety, wady, po prostu charakter. Jeśli byłaby typem wielbiącym piwo to zaklepuję ją dziady jedne! Ehm, znaczy chłopaki. Blisko Aly pojawił się Nath. Ułożył głowę na jej barku mając małą nadzieję, że też pozna tą miłą osóbkę znajdującą się przed nami, której gałki znacząco się powiększyły po ujrzeniu młodziaka.
-I co? Skusisz się na tą kawę?-zastanawiała się długo, podrapała się po brodzie i kiedy wreszcie się namyśliła, odrzekła:
-W sumie...czemu nie?

*

-Czyli wy też się przenieśliście tutaj niedawno? W takim razie nie jestem sama-Ellie upiła trochę napoju z białej filiżanki i mlasnęła specjalnie po czym położyła ją na szklany stolik kawowy. Wszystkie troje oczu, czyli moje, szatyna i farbowanej skierowane były na El. Była jeszcze bardziej przyjazna niż przedtem. Cechowało ją duże poczucie humoru, uprzejmość i w dodatku przepadała za alkoholem. Zarobiła u mnie ogromnego plusa.
-Przeprowadziłaś się tu z kimś?-wypaliła Aly ukradkiem spoglądając na moją
postać. Jak tu takiej nie lubić, pomoże człowiekowi nawet w takiej sytuacji.
-Emm-nabrała powietrza, które szybko napełniło jej płuca, a potem je wypuściła i nieśmiało oznajmiła-tak, przyjechałam z...chłopakiem-po ostatnim słowie moje  serce chciało rozsypać się na miliony drobnych kawałeczków. Ja już myślałem...Bird, najlepiej już nic nie myśl. Położyłem dłoń na klatce piersiowej. Wiedziałem o smutku, który ukazywała moja buzia. Sama piegowata to zauważyła tylko o tym głośno nie powiedziała. Strzepała niewidzialny pyłek ze swoich jeansów, poprawiła je i wycofywała się do wyjścia.
-Zbieram się. I tak się zasiedziałam. Dziękuję za gościnę i tą pyszną kawę, na dodatek w takim ślicznych kubku-rzekła skromnie przeczesując swoją grzywkę końcówkami palców. Kolejny raz mogłem ujrzeć ten przepiękny uśmiech. Jay, taka laska zawróciła w twojej głupiej łepetynie? Opanuj się, chłopie. Jest wiele innych, nowych i ładniejszych, które masz okazję spotkać. Tak biłem się ze samym sobą, nie dosłownie. Nath wstał i skierował się natychmiastowo do kuchni. Otworzył brunatną szafkę, z której wyjął słoik pełen brązowego proszku. Przekręcił wieczko zaciągając się jego wonią, zakręcił ponownie i podał Elisabeth.
-Proszę, na zapas-ujęła naczynie i podziękowała serdecznie. Siedziałem na swoim miejscu i patrzyłem jak wychodzi. Zabolało mnie to, nie powiem, że nie. Tak się nad sobą rozczulałem, a nie powinienem. Zakochałem się? Tak prędko? Podobno zakochać się można dopiero po 3 miesiącach, początkiem jest zauroczenie. Chyba zdecydowanie to drugie pasowało najlepiej. Aly zamknęła drzwi za rudowłosą, to samo zrobiła z powiekami i dłuższy czas tak stała. Odparła z rezygnacją:
-Przepraszam. Starałam się-zdawałem sobie sprawę o przemówieniu do mnie. Drugi raz usłyszałem przeprosiny płynące prosto od niej, a przecież nie miała za co przepraszać, prawda? Ruszyłem się z miejsca z wielką niechęcią i włożyłem ręce do kieszeni przechadzając się bez najmniejszego sensu po domu.
-Nie szkodzi-wypaliłem wreszcie podchodząc do kuchennego blatu. Wyrzuciłem z siebie jak na razie to, co zdarzyło się kilka minut temu-jestem głodny. To co, jacyś chętni na śniadanie?
-Śniadanie? A to nie lepszy obiad o tej porze?-z ust ciemnowłosej wydobył się gromki śmiech.
-A będzie jajecznica? I tosty?-szatyn z głodu oblizał wargi.
-Dla ciebie nawet gwiazdka z nieba-towarzystwo jakie mnie otaczało poprawiło mi nastrój i już miałem ochotę ponownie żyć pełnią życia.
-------------------------
Jaki nudny ten rozdział. Połowę pisałam na komputerze, a drugą połowę na tablecie i wyszło jak kurcze wyszło. Coś mi się wydaje, że jest za krótki, z resztą mogłam to napisać o wiele ładniej, ale nic. Łapcie taki o to rozdzialik. Dzisiaj brak muzyki. Niestety lub stety czasami tak będzie.
Przepraszam za wszelkie błędy i liczę na komentarze :)

środa, 21 sierpnia 2013

5 rozdział "Byłem i jestem ukojeniem dla niej"

http://www.youtube.com/watch?v=le34ygtODfI&autoplej=0&kolorek=37384D&typek=3
(Gotye- Bronte)

Ponownie zapukałem kostkami u dłoni do drzwi pokoju farbowanej. Trwało to dobre 15 minut; powoli
czułem piekący ból rozdartej skóry. Moja cierpliwość zanikała i zamiast jakoś pomóc, bardziej już mnie to wszystko irytowało. Chciałem zrezygnować, legnąć na kanapie popijając coca-colę i jutro, bo oczywiście to miało być jutro, pójść na przesłuchanie, mieć wszystko w dupie, ale dobiegł mnie odgłos przekręcanego kluczyka. Drzwi się uchyliły na tyle, żebym zobaczył spuchnięte gałki i całą czerwoną, aczkolwiek nadal piękną twarzyczkę Aly. W tym momencie chciałem pocałować jej jedyne w swoim rodzaju, aksamitne usta i pogładzić jej nieco pyzaty policzek ocierając przy tym biegnącą po nim przeźroczystą łezkę. Speszona dziewczyna spuściła wzrok przeczesując swe loki drobnymi palcami, a ja odchrząknąłem po czym mówiąc:
-Wpuścisz mnie? Chcę, najzwyczajniej w świecie, pogadać-złożyłem ręce w proszącym geście, uśmiechnąłem się najbardziej promiennie jak tylko umiałem odsłaniając rządek zębów, jednakże ona wcale na mnie nie spojrzała. Puściła metalową gałkę i odsunęła się dając mi pełny dostęp. Otworzyłem drzwi na oścież i dopadł mnie przerażający widok. Bywało gorzej, jednak to nie było normalne jak na Alyę. Zawsze była porządnicka, starała się mieć zawsze czysto w pokoju, wszystko poukładane w kosteczkę, zaś teraz myślałem, iż zaraz sufit zawali nam się na głowy. Chyba trochę przesadzam...w każdym razie ciuchy były porozwalane po całym pokoju, prześcieradło pomięte, kołdra położona jakby miała zamiar spaść i poszewki od poduszek zmięte z plamami pewnie od płaczu. Jedynie co było w normalnym, nienaruszonym stanie to szafki, dwie, duże lampy, obraz i szafa w ścianie. Wszedłem robiąc ostrożne kroki, nie chciałem niczego uszkodzić. Brązowooka bez prawie żadnych sił w swoim ciele opadła na łóżko. Najpierw myślałem, że zemdlała pomimo to wyrzuciłem szybko taką myśl, ponieważ usłyszałem jej delikatny głos:
-No powiedz jaką jestem snobką, no zwyzywaj mnie od nie wiadomo czego, ja czekam-przewróciła się na przód, oparła łokciami o pościel patrząc znowu tymi tęczówkami pełnymi smutku. Jej siatkówki były czerwone tak, jakby zażywała narkotyki czy jakieś inne świństwa. Usiadłem przed nią po turecku łapiąc jej miękkie dłonie i oglądając z różnych stron doszukując się jakichś śladów po cięciu się czy czegoś, lecz niczego takiego nie znalazłem. Upewniałem się tylko.
-Wiesz, że tego nie zrobię, prawda?-spytałem oczekując odpowiedzi. Zachowywałem się normalnie jak gdyby nigdy nic. Na zewnątrz ludzie oceniliby mnie za takiego bez uczuć, a w środku? Przeżywałem wszystko. Wszyściuteńko. Od tego, iż siedziała przede mną najpiękniejsza istota na świecie, którą mogłem przytulić, dotknąć, pocałować w czoło, policzek mimo, że byliśmy dobrymi przyjaciółmi, po jej łzy, bolesny i niepocieszony wyraz twarzy, poczochrane włosy i drżące kończyny ze szlochu, a zarazem z zimna.
-Wiem-szepnęła ledwo słyszalnie odbierając swe ręce z mojego uścisku. Aly mi ufała. Wiele przeszła, a ja pomogłem jej przejść łagodniej. Byłem i jestem ukojeniem dla niej.
-Nath-chyba zdała sobie sprawę, że źle przed chwilą zrobiła i przysunęła się bliżej-wiesz co mnie martwi? Tak najbardziej? Już nie chodzi o moje marzenia-zamyśliłem się szukając rozwiązania. Nic nie znalazłem, więc pokręciłem głową na znak "nie" wyczekując na to co powie. Zacisnęła wargi, jej powieki natychmiastowo opadły, wzięła głęboki wdech wypuszczając powietrze nosem i obdarzyła mnie swym strapionym spojrzeniem.
-Martwi mnie to, że jeśli naprawdę będziecie światowymi piosenkarzami to odbije wam palma na punkcie sławy i zapomnicie swoich starych znajomych-ostatnie słowo wypowiedziała jak najciszej zakładając przeszkadzający kosmyk za ucho.
-Chodzi ci o ciebie?-na jej buzi pojawił się nieśmiały uśmiech. Tak się cieszyłem, nareszcie; nie mogłem znieść tego przygnębienia. Potwierdziła moje słowa kiwając wolno głową, zaś ja automatycznie się w nią wtuliłem. Mogłem poczuć zapach wonnych fiołków, które bardzo lubiła. Często się dziwiłem, dlaczego akurat te rośliny kochała ponad życie, gdyż moim na zawsze pozostanie bez, lecz kiedyś sprawdziłem w internecie i oznaczały one skromność, więc przestałem. Do niej idealnie pasował ten kwiat, taką właśnie ma naturę pomimo czasami małych komplikacji. Ucałowałem jej czoło, niemalże szeptem wypowiedziałem kilka słów do jej ucha:
-Jay o tobie nigdy nie zapomni, a zwłaszcza ja.

Jay

Usadowiłem się wygodnie na fotelu, znaczy się ekhem oparłem nogi tak, że swobodnie sobie zwisały, w dłoni trzymałem wcześniej niewypite piwo i oglądałem jakieś bzdury lecące w telewizji. Oh Penelopo, oh Antonio, oh ktoś tam nie wiem kto. Zamiast przeżywać ten durny serialik to śmiałem się, aż do łez. Chwilę później zainteresował mnie dźwięk kroków na schodach. Moim gałkom ukazały się dwie osoby, pierwszą było pocieszne dziecko, czyli Nath, a drugą farbowana dziewczyna. Większą moją uwagę przykuły ich splecione ręce. Gdy już byli na dole, Alya pobiegła czym prędzej i rzuciła się na mnie; prawie zwaliłem kwiatka na podłogę. Nathan był szczęśliwy, ona była szczęśliwa, więc co mi pozostało? Też byłem szczęśliwy jak ci obydwoje. Pierw pogładziłem jej głowę, potem położyłem swoją na jej i przycisnąłem tak, że pisnęła z bólu. Uwielbiałem tak robić, ale szatyn często mnie karcił za to. Mówił o jej drobnej posturze i tak dalej, tak naprawdę wiem o jego niepokoju. Nie chce, żebym ją skrzywdził; jeśli kochałbym dziewczynę tak bardzo, jak on kocha to też bym się bał i to cholernie.
-Przepraszam cię, Jay-zdołała się jakoś uwolnić od moich silnych ramion i odsunęła się na bezpieczną odległość robiąc skwaszoną minę.
-Nic się przecież takiego nie stało-podszedłem do metalowego kosza, nacisnąłem na takie coś, aby się otworzył i wrzuciłem pustą puszkę do śmieci. Pogodnie klasnąłem w ręce przywołując przyjaciół do porządku, bez żadnych smutków, nie wiadomo czego i oznajmiłem o robionym przeze mnie śniadaniu. Cóż, była jakaś 12, a my nadal go nie zjedliśmy przez głupiego Nathan'ka, który zamiast iść do zwykłego sklepu, upierdział sobie market. Znowu wyszło nie tak, jak oczekiwałem. Do drzwi dobijała się druga osoba dzisiejszego ranka. Przepraszam, południa. Wyręczyłem każdego z nich kładąc trzymającą przeze mnie uprzednio patelnię, poprawiłem lekko pomiętą koszulę na dole i z radością chwyciłem za klamkę. To, kogo zobaczyłem mnie ledwo zwaliło z nóg.
-Hej, jestem Elisabeth, jednak wolę Ellie. Chciałam się zapoznać i przy okazji poprosić o uratowanie mi skóry.
------------------------------
Jak wam się podoba? Dla mnie to chyba jeden z najlepszych rozdziałów jakie na razie napisałam. Chodzi mi głównie o początek. Jak czytałam drugi raz co tu napisałam to ahahaha w pewnym momencie napisałam tak dwuznacznie, że niektórzy mogą sobie pomyśleć o scenie no wiecie jakiej. Dzisiaj pamparam Bronte. Zakochałam się w tym, po prostu śliczne! Gotye to mój chyba ulubiony zagraniczny wokalista. Ma takie poruszające teledyski i te piosenki...nic dodać, nic ująć. 
Przepraszam za błędy i oczywiście liczę na komentarze :)

czwartek, 15 sierpnia 2013

Mała informacja

Hej moje słoneczka! Pewnie zastanawiacie się po co dodałam tego marnego posta. Otóż chciałam was poinformować, iż jadę na pełne 2 tygodnie na wyspę Kos w Grecji. Nie będzie mnie od 18 sierpnia do 1 września. Jeśli chodzi o dostęp do internetu to nie będzie łatwo. Będę musiała płacić 3 Euro za 1 godzinę Wi-Fi co jest bardzo lipną sprawą. Nie wiem czy będę w ogóle mogła używać internetu. A już jeśli chodzi o moje konto na twitterze: poprosiłam @mycutepiejay o zajęcie się nim.
Jeśli zaś chodzi o rozdziały to spokojnie; nawet z takimi rzeczami sobie poradzę. Jeżeli uda mi się napisać 2 rozdziały w niecałe 2 dni to dodadzą się same. Tak, same. Dziękuję ci blogspocie za takie coś jak ustawienie daty i godziny publikacji posta! Co, kiedy i jak jakby coś będzie napisane w zakładce "Rozdziały", czy jak to tam się zwie, po prawej stronie. Jeżeli rozdziały się nie dodadzą, cóż...jesteście zdani na czekanie do początku roku szkolnego. Nie bójcie się, wtedy dodam rozdział jednego dnia, a kolejny drugiego dnia. W takim tempie wszystko się nadrobi.
Chciałabym was tak na koniec zachęcić do komentowania. Wiem, że jesteście leniwi, sama jestem, ale skomentujcie raz czy dwa. Dzięki temu mogę poznać waszą opinię na temat danego rozdziału :)
To chyba tyle co miałam wam do przekazania. Trzymajcie się ciepło.
Całuję, Sue x

4 rozdział "Może to wszystko przez marzenie, które ma się spełnić komuś innemu"

http://www.youtube.com/watch?v=QdLVK4k-rxo&autoplej=0&kolorek=37384D&typek=3
(David Guetta- Every Chance We Get We Run)

Alya

-Co masz na myśli?-spytałam z ciekawością. To zdanie mnie zaskoczyło, chociaż byłam cholernie na niego wściekła. Nie dość, że był na tych zakupach nie wiadomo ile to jeszcze rozmawiał z Sharon. Dolał oliwy do ognia-może najpierw powiedz mi, gdzie tak długo byłeś-zmieniłam położenie. Przysunęłam się bliżej oparcia sofy układając nogi na niej i starałam się złapać z nim kontakt wzrokowy, jednakże nieco speszony chłopak podrapał się najpierw po głowie, zaś potem siedział podparty łokciami bawiąc się palcami.
-Może zacznę tak-gapił się cały czas w jeden punkt myśląc przez chwilę jakby tu dopasować słowa-miałem zamiar pojechać do marketu...
-Tak myślałam-przerwałam przy czym westchnęłam głośno.
-No, więc miałem zamiar pojechać do marketu. Po drodze na busa spotkałem moją dobrą przyjaciółkę, która niedawno przeprowadziła się do Londynu tak, jak my. Pewnie ją znasz, nie? Perrie. Włosy do ramion, często zmienia ich kolor i nie wyjdzie z domu bez szminki.
-Ah no tak, Perrie-rzekłam radośnie na wieść o tej miłej niegdyś blondynce. Tak jak ja miała słabość do kolorowych farb do włosów. Bardzo dobrze się dogadywałyśmy, lecz rzadko spotykałyśmy. W dodatku pewnego razu dowiedziałam się, iż urodziła się i mieszkała w tym samym mieście co ja, a nie znałyśmy się przedtem. Jeśli nadarzy się taka okazja muszę się z nią wybrać na jakieś zakupy lub do fryzjera czy gdzieś. Pogadałybyśmy trochę.
-Zaprosiła mnie na małą kawę do kawiarni zagadując strasznie. W pewnym momencie Jay zadzwonił i...
-Kto tu o mnie mówi?-kolejny, który mu przerwał w połowie zdania. Nath spojrzał na sufit poruszając rękami na boki z miną "Co jeszcze". Ogarnęło go niemałe zwątpienie. Loczek właśnie schodził wycierając swoje mokre włosy ręcznikiem. Zadowolony przysiadł się do nas kładąc go na ramię.
-Dajcie mi dokończyć no-wypuścił powietrze z ust i oparł się plecami o kanapę. Kiedy nastała cisza Nath podjął kolejną próbę opowiedzenia całej historii-w pewnym momencie Jay zadzwonił i oznajmił, że za kilka minut będzie w Londynie. Poprosiłem go o podwózkę do marketu. Przyjechał po mnie, udaliśmy się tam i wysiadając zauważyłem kartkę przylepioną do jednego ze słupów z napisem "Casting". Podszedłem bliżej zrywając ją, przeczytałem uważnie i...ah no tak-złapał się za głowę po czym sięgnął do tylnej kieszeni swoich brązowych spodni i wyciągnął świstek pomiętego, białego papieru podając mi. Rozłożyłam go i faktycznie w oczy rzucił się wielki napis, o którym wcześniej powiedział.

CASTING

Jesteś chłopakiem? Masz talent wokalny? Umiesz grać na pianinie, gitarze czy jakimkolwiek instrumencie? Chcesz być sławny na skalę światową? Jeśli tak, dostałeś szansę. Żeby jej nie zmarnować po prostu przyjdź pod podany adres i pokaż na co cię stać.

12th January 13
386 New Cramshow Street W9 London
godzina 4:15 pm
Organizator główny: Jayne Collins
(wszystko jest wymyślone, prócz imienia i nazwiska organizatora)

Pojaw się i przekonaj się. Może to właśnie ciebie spotka wielka sława?

Wodziłam wzrokiem po kartce przygładzając jej rogi i położyłam na stole z kamienną twarzą. Chłopcy wpatrywali się we mnie czekając na, chociaż słowo wypowiedziane z mojej buzi. Taka cisza trwała około pięciu minut, aż nie odezwał się jeden z nich:
-Co o tym myślisz?-loczek zajął miejsce obok i objął mnie ramieniem. Z jego włosów skapywały pojedyncze krople co trochę mnie drażniło. Odsunęłam się od niego i wstałam udając się w stronę siatek pełnych przeróżnych rzeczy. Powoli rozpakowywałam je wkładając niektóre produkty do lodówki. Nath oparł się rękami o marmurowy blat, a ja stałam naprzeciw jego. Czasami ukradkiem na niego zerkałam.
-Aly-szepnął cicho. Jego głos nie był normalny. Był pełen niepokoju.
-Co chcesz-krzyknęłam, ale nie za głośno, jednak na tyle, aby zainteresowało to Jay'a-możecie przecież iść spełniać marzenia. Ja nadal będę nikim starającym się utrzymać moich najbliższych-przygryzłam górną wargę, do oczu napływały mi łzy, więc szybko popatrzyłam do góry. Nie chciałam pocieszających słów prosto z jego ust, ani ujrzeć tych smutnych zielono-niebieskich tęczówek.
-Przecież nie będziesz, dla mnie zawsze...-i tutaj nie wytrzymałam. Pobiegłam na piętro nie zważając na to, że coś wysypało się z reklamówki, kiedy odeszłam od blatu. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w moim pokoju przykryta kołdrą, wypłakująca się w prześcieradło. Nie wiem, dlaczego tak naprawdę chciałam się rozpłakać. Może to wszystko przez marzenie, które ma się spełnić komuś innemu. Oni wiedzieli o moim pragnieniu zostania piosenkarką, założeniu jakiegoś girlband'u. Wieść o tym castingu tylko dla chłopaków przyprawiła mnie o jakiś taki smutek. To było jak cios w plecy, jednakże czemu taka jestem? Czemu nie mogę pozwolić na spełnienie ich marzeń? Tak, Nath kochał i nadal kocha śpiewać i grać na fortepianie lub pianinie. Gorzej z Bird'em; on to jedynie śpiewa pod prysznicem, lecz gdy go kiedyś usłyszałam to spotkała mnie miła niespodzianka. Jego głos jest tak samo wysokich lotów jak szatyna. Z jednej strony wyobrażam sobie te miliony fanek, sławni na całym świecie, piosenki, wywiady, a z drugiej? Boję się. Cholernie się boję odrzucenia, zapomnienia, braku czasu jak teraz. Ci dwaj idioci są moimi przyjaciółmi, nie chcę ich ot tak...stracić.

Nathan


-Będziesz kimś-ledwo wypowiedziałem te słowa, a brązoowoka już się ulotniła. Podniosłem przedmioty, które wylądowały na ziemi. Ogarnęła mnie chwila zadumy. Zastanawiałem się, dlaczego taka była jej reakcja. Powoli się gubiłem w tym wszystkim. Miałem mieszane uczucia co do pójścia na to przesłuchanie. Potrzebowałem jakiejś motywacji od Aly, a co dostałem? To co dostałem. Położyłem trzymany owoc i pomasowałem opuszkami palców swe skronie; mój mózg puchł od wszelakich myśli i słów. Nie wiedziałem co mam zrobić, jak właściwie zareagować. Za moją osobą rozległ się charakterystyczny dźwięk otwieranego piwa. Jay klepnął mnie delikatnie w lewą łopatkę, chrząknął i zaczął rozmowę tym o to zdaniem:
-Zbyt często Aly zachowuje się snobistycznie-upił jednego, niedużego łyka siorbiąc przy tym hałaśliwie, zaś potem wstrząsnął puszką i ją odstawił.
-Nie jest snobką, ok?-wkurzony naskoczyłem na niego, złapałem za kraciastą koszulę zaciskając ręce w pięściach. Loczek ujął moje nadgarstki odsuwając stopniowo od siebie; i tak miał przewagę swoim wzrostem. Szczerze powiedziawszy, nie miałem z nim najmniejszych szans.
-Spokojnie, przecież nie powiedziałem tego, aż tak złośliwie-poluzowałem uścisk, w pewnej chwili całkowicie puściłem zaciskając zęby z nadal panującym we mnie, gniewem. Po kilku minutach ochłonąłem w pełni. Przetarłem oczy co było objawem zmęczenia tylko...czym?
-Mam z nią pogadać?-zapytałem z niepewnością pocierając kciuk o kciuk.
-Masz z nią pogadać-odpowiedział bez chwili zastanowienia, wypalił z grubej rury.
-No ten...to idę.
-To idź-odrzekł tak samo jak wcześniej. Długi czas się wahałem, robiłem małe kroki do schodów i wreszcie się odważyłem. Nathan James Sykes idzie załatwić sprawę.
------------------------------------
Pampararam jaką końcóweczkę walnęłam. Nathan wkracza do akcji, pewnie zastanawiacie się co z tego wyjdzie. Napisałam dla was trochę taki dłuższy rozdział tak przed wyjazdem. Ah no tak, na razie nic nie zdradzam. Będzie jeszcze dzisiaj post informacyjny, także już jestem cicho. Kolejne dwa rozdziały się powolutku piszą. Jak wam mijają ostatnie dni wakacji? Mnie jak na razie nie tak źle. Jak ja nie chcę szkoły, nie chcę, nie chcę, nie chcę :(
Myszki kochane, komentujcie czasem. Pod poprzednim rozdziałem był i jest tylko 1 komentarz, a pod 2 rozdziałem 2 komentarze. Tak fajnie komentowaliście na początku. Dajcie mi jakąś motywację do pisania, proszę x
PS.: Przepraszam za wszelkie błędy, a i w zakładce "Bohaterowie" ukazała się nowa postać. Zajrzyjcie.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

3 rozdział "Na razie mogę tylko o tym pomarzyć"

Nie odpowiadało mi stanie w otwartych drzwiach, kiedy na zewnątrz było cholernie zimno, ale musiałam wysłuchać tego, czego ta blondyna chciała. Zanosiła się śmiechem, zaś ja patrzyłam na nią złowrogo.
-No co powiesz więcej, Montmogery?-spytała kpiąco po chwili układając swoje ręce na biodrach.
-Skąd wiesz, że ja tu mieszkam, ha?-próbowałam odpowiedzieć najbardziej wrednie jak umiałam, jednak nie wyszło mi to za dobrze. Usłyszałam kolejny rechot tej snobki. Tak bardzo sobie teraz współczułam.
-Ma się dobrego informatora-klasnęła radośnie rękami. Umiała wkurzyć człowieka, nawet taką błahą rzeczą. Ciekawi mnie kto udzielił jej takich informacji. Niby zna moją mamę i jeszcze bardziej Sykes'ów, aczkolwiek nie wiem czy powiedzieliby jej o tym. Wiele narzekałam i mówiłam im, jeśli chodzi o nią, ale nigdy nic nie wiadomo. Może tak naprawdę oni ją lubią? Nie widzą w niej, zadufanej w sobie, idiotce? Kto wie? Westchnęłam ciężko, przekręcając oczami, przy okazji głowę w innym kierunku i spostrzegłam chłopaka z brązową czupryną pokrytą białymi drobinkami; szedł jak gdyby nigdy nic. Za nim wlókł się lokowaty w swojej szarawej, zimowej czapce. Oboje w każdej ręce nieśli jakieś siatki. Gdy ten pierwszy miał już zamiar otwierać furtkę loczek coś do niego powiedział co spowodowało nagłe odejście od niej i wbicie wzroku we mnie. Jak zauważył Sharon stojącą obok od razu zrobił wielkie gałki kręcąc głową, żebym nic jej nie mówiła. Tak, dobrze wiedziałam, że nie chce z nią gadać; sama nie chciałam, jednakże byłam na to zdana. Zagryzłam dolną wargę z nerwów i myślałam co by tu zrobić, jak ją przegonić. To dopiero było trudne zadanie. Słuchałam jej męczących opowieści nawet nie wiem po jakiego grzyba i czasem spoglądałam na chłopaków, którzy próbowali jak najciszej przejść. Nagły kaszel astmatyka Nathan'a popsuł szyki. Blondyna odwróciła się i cała uradowana trzymając ręce jak typowa dziunia biegła w kozakach na szpilkach w stronę młodziaka, a on? Dusił się, więc pobiegłam czym prędzej do kuchni w poszukiwaniu leku. Na szczęście nie musiałam długo szukać, ponieważ stał na blacie kuchennym. W samych skarpetach nie zważając na śnieg, zimno i warunki jakie sprzyjały udałam się do nich. Rzuciłam mu to, czego potrzebował. Jay mnie skarcił i natychmiastowo wróciłam do domu, aby się nieco ogrzać. Nie miałam najmniejszej ochoty znowu opierać się o framugę i patrzeć jak ona przymila się do Nath'a. Co to, to nie.

Nathan

Ty tam na górze, dzięki. Dzięki ci za taką osobę jaką jest Aly. Pewnie bym się udusił na śmierć; nie żartuję. Tak bardzo chciałem uniknąć tej rozpuszczonej laski, ależ no oczywiście; muszę być astmatykiem i mieć atak w takim momencie. Blondynka rzuciła się na mnie wtulając mocno, zaś ja w lekkim szoku poklepałem ją po plecach nie wyrażając jakichś większych uczuć. Pokazałem ręką Jay'owi, żeby poszedł z zakupami do środka, a ten niezwłocznie to zrobił. Zostałem sam z nią na zimnie. Cóż, nie odpowiadało mi to za bardzo, lecz co miałem zrobić. Bardziej zastanawiałem się nad tym jak tutaj trafiła. Może...Aly? Nie Nathan, wyrzuć to sobie chłopie z głowy. To na pewno nie ona. Myślałem przez chwilę nad tym wszystkim, aż nie dopadł mnie dźwięk wydobyty z ust dziewczyny.
-Nath, dawno się nie widzieliśmy to może jakiś buziak na przywitanie?-spytała z udawanym smutkiem w głosie. Właśnie przypomniał mi się pierwszy całus, który skradłem, a raczej ona mi go skradła. Szczerze? Chciałbym, żeby to była Aly. Ile bym oddał za jej pewnie miękkie i delikatne usta, na razie mogę tylko o tym pomarzyć.
-Przecież cię przytuliłem, tak?-burknąłem pod nosem wkładając swoje zmarznięte ręce do kieszeni spodni. Wodziłem wzrokiem w poszukiwaniu osoby, która mogłaby mnie uratować z opresji, lecz na marne. Osiedle było puste. Jedynie my i kilka osób w oddali, nikogo więcej. Z nieba nagle zaczęły padać malutkie kuleczki śniegu. Nałożyłem kaptur na głowę, aby moje włosy znowu nie ucierpiały.
-Ale po tak długim okresie czasu mógłbyś się na coś więcej wysilić-wkurzona Sharon warknęła zaciskając mocno swe ręce w pięści.
-Tak naprawdę to czego chcesz-odwróciłem się w jej kierunku z całkiem poważną miną. Jej dłonie się gwałtownie rozluźniły. Przez moment nie mówiła nic tylko stała z rękami zaplecionymi na klatce piersiowej i wpatrywała się we mnie jak w obrazek. Na jej twarzy malował się grymas pełny zdumienia.
-A myślisz, że przyjechałam tu w jakiejś sprawie?-podniosła jedną brew przy czym uśmiechnęła się kąśliwie ukazując szereg białych zębów. Przytaknąłem pewny siebie.
-Może ja tylko chciałam cię odwiedzić? Dowiedziałam się o twojej zmianie zamieszkania? Nie pomyślałeś o tym?
-Ah no właśnie-skierowałem głowę na dół i powróciłem do poprzedniego stanu z uśmiechem na twarzy, który szybko znikł-mogę wiedzieć skąd o tym wiesz?
-Od twojej matki, a kogo by innego-zmierzwiłem swoje włosy co było oznaką zdenerwowania. Mama? Moja mama? Chyba muszę z nią poważnie porozmawiać. Przesunąłem dziewczynę na bok mając pełny dostęp do furtki. Szybko ją otworzyłem i pozostawiłem blondynkę ze samą sobą. Wiadome jednak to było, że pójdzie za mną. Przystanąłem na wycieraczce tyłem skierowany do niej po czym obróciłem się 180 stopni czekając na to co powie.
-Od tak mnie zostawisz?-jej oczy były zaszklone, a usta przypominały grubą kreskę. Pamiętam moją wczorajszą, krótką rozmowę z Alyą. Różnicę jaką dzieliły te dwie postacie w tej chwili były gałki oczne i sytuacja. Wyszczerzyłem się na przypomnienie o uroczej ciemnowłosej, która była gdzieś za tymi drewnianymi drzwiami obok mnie. Po prostu chwyciłem za klamkę i tak, zostawiłem ją. Ciepło dorwało moje ciało co wywołało przyjemność. Nawet nie zważyłem na pukanie po zamknięciu drzwi. Może i niektórzy uważaliby, że zachowałem się jak dupek, ale nie obchodzi mnie to. Miałem inne sprawy na głowie, które czekały na to, aby wreszcie się je załatwić. Krzyknąłem, żeby potwierdzić swoją obecność, zrzuciłem buty, szalik, powiesiłem kurtkę na kołku i skoczyłem na czarną sofę. Cały ucieszony rzekłem do zszokowanej, a zarazem złej brązowookiej siedzącej niedaleko:
-Znalazłem coś, co da nam szansę na lepszą przyszłość.
--------------------------------------
I jak? Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy i za to, że znowu publikuję rozdział o tak późnej godzinie. Dzisiaj trochę dłuższy rozdzialik. Jutro mnie czeka dzień z pisaniem rozdziałów. Miałam dzisiaj taki mieć, ale ciągle mi ktoś przeszkadzał, twitcam Niall'a i inne rzeczy. Tak przy okazji, podoba wam się teledysk do We Own The Night? Dla mnie on jest nieziemski. Jedynie dziwi mnie ilość wyświetleń, powinno być ich o wiele więcej jak na tą chwilę. Przez ten teledysk przyszło trochę więcej weny. I tak mam jej już mnóstwo przez małą wycieczkę do Krakowa. To chyba dobrze, nie? :D
Do napisania! Liczę oczywiście na komentarze x
PS.: Dzisiaj znowu nie ma muzyczki, lecz obiecuję, że w następnym rozdziale będzie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 2 "Możemy to załatwić po przyjacielsku"

Obudziły mnie krzyki z dołu. No za co? Kto mi powie, za co? Pierwszy dzień w domu i już coś. Ze zmrużonymi oczami sięgnęłam dłonią po telefon na szafkę i popatrzyłam na mały ekranik, który pokazał godzinę 9:16 po czym powróciłam do poprzedniego stanu. O nie, mają przerąbane. Wkurzyłam się; dobrze wiedzą, że lubię długo spać. Może robią to specjalnie. Najpierw przewróciłam się na brzuch twarzą zwróconą do poduszki, zaś potem odsunęłam kolorową, puchową kołdrę i wygramoliłam się z łóżka. Wyjęłam szary polar z szafy i wdziałam na moje zmarznięte stopy kapcie ze wzorkami. Przekręciłam gałkę uchylając nieco drzwi. No oczywiście, Nathan i Jay cali uchachani. Czemu mnie to w ogóle dziwi. Przeczesałam włosy ręką i cała zła zeszłam powoli ze schodów uważając, żeby się nie potknąć. Nadal ledwo kontaktowałam. Gdy wychyliłam się zza rogu spostrzegłam szatyna w samych pasiastych bokserkach z butelką wody w ręku i ubranego już Jay'a z tym samym napojem. Polewali się nawzajem. Ludzie, trzymajcie mnie. W środku zimy ci dwaj polewają się wodą. W dodatku było okropnie zimno, a Nath w majtkach. Nie, ja nigdy nie zrozumiem chłopaków. Stanęłam z rękami na biodrach i czekałam na to, kto wykona kolejny ruch, jednakże loczek szybko mnie zauważył i koniec zabawy.
-Zabiję was kiedyś-mówiłam powoli i z przerwami. Loczek postawił butelkę na stoliku i pokazał dwie ręce w geście obrony przewracając przy tym oczami. Uradowany zaś zielono-niebieskooki popatrzył na niego lekko zdziwiony, a później na mnie co spowodowało zanik uśmieszku z twarzy.
-Ja nic nie zrobiłem, to on zaczął-powiedział Bird przez śmiech pokazując palcem na przyjaciela. Już wiedziałam komu się dostanie kapciem lub czymś innym po durnowatej głowie.
-Mhm-odparłam przenosząc wzrok z postaci Jay'a na drugiego chłopaka-będzie ciekawie.
-Nie, Aly-powoli odsuwał się w stronę pianina prawie potykając się o róg sofy-nie, nie waż się.
-To ja może was zostawię-loczek na palcach udawał się w stronę drzwi.
-Poczekaj-krzyknęłam wyciągając rękę na znak zatrzymania-gdzie idziesz?
-Chciałaś chyba powiedzieć jadę. No, więc jadę do Gloucester po resztę rzeczy. Przy okazji zajrzę do Sykes'ów.
-To weź kilka rzeczy też z mojego domu. Tam moja mama powie ci co i jak.
Dobra, będę za...-chwilę się zastanowił, podrapał po swej brodzie, dodał-niedługo-założył kurtkę, czapkę i wyszedł. Tak po prostu. Czyżby, aż tak się mnie przestraszył? Nie byłam jakąś wiedźmą jeśli chodzi o kary za takie typu rzeczy; no może czasem. Przyznaję się do tego. W każdym razie podeszłam do szklanego stolika, na którym Bird pozostawił swoją do połowy pełną butelkę i obróciłam ją kilka razy w dłoni spoglądając na uwiecznione na niej napisy.
-Wiesz, Nath-głośno i wyraźnie wypowiedziałam te dwa słowa. On zaś stał przerażony wnioskując po jego oczach i obawiał się każdego mojego wypowiedzianego słowa-możemy to załatwić po przyjacielsku.
-To znaczy?-jego głos zadrżał powodując mój śmiech pod nosem. Nie zdawał sobie sprawy jak śmieszy mnie to straszenie. Ja tylko się odpłacam pięknym za nadobne.
-To znaczy-i w tej chwili rozpoczęła się wojna. Wszystko było mokre. Od podłogi, po sofę, moją piżamę, bokserki, no wszystko. A kto wygrał? Nie trudno nie zgadnąć. Leżałam skulona na dywanie z zamkniętymi powiekami skrywając twarz, lecz to nie był dobry pomysł. Zaczęło się gilgotanie; jedno z najgorszych rzeczy jakie mogą być. Nie miałam się jak uwolnić, nie mogłam wstać, więc kopnęłam go w nogę z całej siły. Akurat on wtedy kucał i wiadomo co z tego wyszło. O mało nie wylądował na mnie, aczkolwiek oparł proste ręce o podłogę pomiędzy mną, a ja obróciłam się spoglądając w jego tęczówki. Nigdy nie trafiła się taka okazja, żebym się przyglądała im tak długo. Ten zadziorny uśmiech, jednodniowy zarost, zmierzwiona czupryna, klatka...stop. Odepchnęłam go na bok i wstałam szybko, aby nie było tego co prawdopodobnie mogłoby się teraz zdarzyć. Zakaszlałam w pięść i udawałam, że nic się nie stało.
-Może ja pójdę do sklepu, nic nie ma...
-Tak, pójdź do sklepu-przerwałam mu poprawiając pomiętą oraz mokrą bluzkę. Szatyn miał zamiar już wchodzić na górę, ale nagle mi się coś przypomniało-jak nie będziesz wiedział co kupić to zadzwoń-on jedynie skinął głową, podrapał się po karku i zniknął z mojego pola widzenia.

*

Nathan długo nie wracał. Albo mu się chciało pojechać do centrum i zrobić mega zakupy, albo spotkał kogoś znajomego, albo już sama nie wiem. Leżąc na kanapie przymulałam przed telewizorem słuchając muzyki jaka leciała na stacjach muzycznych. Jak można tyle iść do sklepu i wracać ze sklepu, no ludzie. Już miałam wyłączać telewizor i sama do niego pójść, jednakże zatrzymało mnie na moment pukanie. W myślach mówiłam do siebie "A może ten niedojda zapomniał kluczy i nie wiedział czy jestem w domu lub coś". Z niechęcią ubrałam swój ulubiony sweter i udałam się do drzwi. Jak gdyby nigdy nic otworzyłam je i zamurowało mnie. Z otwartą buzią wpatrywałam się w stojącą naprzeciw blondynkę. Bardzo dobrze ją znałam tylko cały czas zadawałam sobie w głowie pytanie co ona tu robi. Skąd ona wie, że ja tu mieszkam. To była ostatnia osoba, którą chciałabym kiedykolwiek spotkać. Od samego początku zgorszył mnie ten widok. Dziewczyna odgarnęła kosmyki włosów opadające na jej oczy, zaś ja zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
-Co ty tutaj robisz, Sharon?-syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Oh witaj Montmogery, dawno się nie widziałyśmy, nieprawdaż?
-------------------------
Proszę bardzo, 2 rozdział opublikowany. Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Dzisiaj bez muzyki, nie wiedziałam jaki utworek tutaj dodać. Co do rozdziału: nie powala jak dla mnie. Trochę krótszy niż 1 rozdział, ale to dlatego, że weny mi zabrakło pod koniec. Kolejny rozdział dopiero w poniedziałek lub wtorek, ponieważ jadę na weekend do Krakowa. 
Także, do napisania! :)
PS.: Wpadnijcie do zakładki "Bohaterowie". Ukazała się nowa postać.