http://www.youtube.com/watch?v=le34ygtODfI&autoplej=0&kolorek=37384D&typek=3
(Gotye- Bronte)
czułem piekący ból rozdartej skóry. Moja cierpliwość zanikała i zamiast jakoś pomóc, bardziej już mnie to wszystko irytowało. Chciałem zrezygnować, legnąć na kanapie popijając coca-colę i jutro, bo oczywiście to miało być jutro, pójść na przesłuchanie, mieć wszystko w dupie, ale dobiegł mnie odgłos przekręcanego kluczyka. Drzwi się uchyliły na tyle, żebym zobaczył spuchnięte gałki i całą czerwoną, aczkolwiek nadal piękną twarzyczkę Aly. W tym momencie chciałem pocałować jej jedyne w swoim rodzaju, aksamitne usta i pogładzić jej nieco pyzaty policzek ocierając przy tym biegnącą po nim przeźroczystą łezkę. Speszona dziewczyna spuściła wzrok przeczesując swe loki drobnymi palcami, a ja odchrząknąłem po czym mówiąc:
-Wpuścisz mnie? Chcę, najzwyczajniej w świecie, pogadać-złożyłem ręce w proszącym geście, uśmiechnąłem się najbardziej promiennie jak tylko umiałem odsłaniając rządek zębów, jednakże ona wcale na mnie nie spojrzała. Puściła metalową gałkę i odsunęła się dając mi pełny dostęp. Otworzyłem drzwi na oścież i dopadł mnie przerażający widok. Bywało gorzej, jednak to nie było normalne jak na Alyę. Zawsze była porządnicka, starała się mieć zawsze czysto w pokoju, wszystko poukładane w kosteczkę, zaś teraz myślałem, iż zaraz sufit zawali nam się na głowy. Chyba trochę przesadzam...w każdym razie ciuchy były porozwalane po całym pokoju, prześcieradło pomięte, kołdra położona jakby miała zamiar spaść i poszewki od poduszek zmięte z plamami pewnie od płaczu. Jedynie co było w normalnym, nienaruszonym stanie to szafki, dwie, duże lampy, obraz i szafa w ścianie. Wszedłem robiąc ostrożne kroki, nie chciałem niczego uszkodzić. Brązowooka bez prawie żadnych sił w swoim ciele opadła na łóżko. Najpierw myślałem, że zemdlała pomimo to wyrzuciłem szybko taką myśl, ponieważ usłyszałem jej delikatny głos:
-No powiedz jaką jestem snobką, no zwyzywaj mnie od nie wiadomo czego, ja czekam-przewróciła się na przód, oparła łokciami o pościel patrząc znowu tymi tęczówkami pełnymi smutku. Jej siatkówki były czerwone tak, jakby zażywała narkotyki czy jakieś inne świństwa. Usiadłem przed nią po turecku łapiąc jej miękkie dłonie i oglądając z różnych stron doszukując się jakichś śladów po cięciu się czy czegoś, lecz niczego takiego nie znalazłem. Upewniałem się tylko.
-Wiesz, że tego nie zrobię, prawda?-spytałem oczekując odpowiedzi. Zachowywałem się normalnie jak gdyby nigdy nic. Na zewnątrz ludzie oceniliby mnie za takiego bez uczuć, a w środku? Przeżywałem wszystko. Wszyściuteńko. Od tego, iż siedziała przede mną najpiękniejsza istota na świecie, którą mogłem przytulić, dotknąć, pocałować w czoło, policzek mimo, że byliśmy dobrymi przyjaciółmi, po jej łzy, bolesny i niepocieszony wyraz twarzy, poczochrane włosy i drżące kończyny ze szlochu, a zarazem z zimna.
-Wiem-szepnęła ledwo słyszalnie odbierając swe ręce z mojego uścisku. Aly mi ufała. Wiele przeszła, a ja pomogłem jej przejść łagodniej. Byłem i jestem ukojeniem dla niej.
-Nath-chyba zdała sobie sprawę, że źle przed chwilą zrobiła i przysunęła się bliżej-wiesz co mnie martwi? Tak najbardziej? Już nie chodzi o moje marzenia-zamyśliłem się szukając rozwiązania. Nic nie znalazłem, więc pokręciłem głową na znak "nie" wyczekując na to co powie. Zacisnęła wargi, jej powieki natychmiastowo opadły, wzięła głęboki wdech wypuszczając powietrze nosem i obdarzyła mnie swym strapionym spojrzeniem.
-Martwi mnie to, że jeśli naprawdę będziecie światowymi piosenkarzami to odbije wam palma na punkcie sławy i zapomnicie swoich starych znajomych-ostatnie słowo wypowiedziała jak najciszej zakładając przeszkadzający kosmyk za ucho.
-Chodzi ci o ciebie?-na jej buzi pojawił się nieśmiały uśmiech. Tak się cieszyłem, nareszcie; nie mogłem znieść tego przygnębienia. Potwierdziła moje słowa kiwając wolno głową, zaś ja automatycznie się w nią wtuliłem. Mogłem poczuć zapach wonnych fiołków, które bardzo lubiła. Często się dziwiłem, dlaczego akurat te rośliny kochała ponad życie, gdyż moim na zawsze pozostanie bez, lecz kiedyś sprawdziłem w internecie i oznaczały one skromność, więc przestałem. Do niej idealnie pasował ten kwiat, taką właśnie ma naturę pomimo czasami małych komplikacji. Ucałowałem jej czoło, niemalże szeptem wypowiedziałem kilka słów do jej ucha:
-Jay o tobie nigdy nie zapomni, a zwłaszcza ja.
Jay
Usadowiłem się wygodnie na fotelu, znaczy się ekhem oparłem nogi tak, że swobodnie sobie zwisały, w dłoni trzymałem wcześniej niewypite piwo i oglądałem jakieś bzdury lecące w telewizji. Oh Penelopo, oh Antonio, oh ktoś tam nie wiem kto. Zamiast przeżywać ten durny serialik to śmiałem się, aż do łez. Chwilę później zainteresował mnie dźwięk kroków na schodach. Moim gałkom ukazały się dwie osoby, pierwszą było pocieszne dziecko, czyli Nath, a drugą farbowana dziewczyna. Większą moją uwagę przykuły ich splecione ręce. Gdy już byli na dole, Alya pobiegła czym prędzej i rzuciła się na mnie; prawie zwaliłem kwiatka na podłogę. Nathan był szczęśliwy, ona była szczęśliwa, więc co mi pozostało? Też byłem szczęśliwy jak ci obydwoje. Pierw pogładziłem jej głowę, potem położyłem swoją na jej i przycisnąłem tak, że pisnęła z bólu. Uwielbiałem tak robić, ale szatyn często mnie karcił za to. Mówił o jej drobnej posturze i tak dalej, tak naprawdę wiem o jego niepokoju. Nie chce, żebym ją skrzywdził; jeśli kochałbym dziewczynę tak bardzo, jak on kocha to też bym się bał i to cholernie.
-Przepraszam cię, Jay-zdołała się jakoś uwolnić od moich silnych ramion i odsunęła się na bezpieczną odległość robiąc skwaszoną minę.
-Nic się przecież takiego nie stało-podszedłem do metalowego kosza, nacisnąłem na takie coś, aby się otworzył i wrzuciłem pustą puszkę do śmieci. Pogodnie klasnąłem w ręce przywołując przyjaciół do porządku, bez żadnych smutków, nie wiadomo czego i oznajmiłem o robionym przeze mnie śniadaniu. Cóż, była jakaś 12, a my nadal go nie zjedliśmy przez głupiego Nathan'ka, który zamiast iść do zwykłego sklepu, upierdział sobie market. Znowu wyszło nie tak, jak oczekiwałem. Do drzwi dobijała się druga osoba dzisiejszego ranka. Przepraszam, południa. Wyręczyłem każdego z nich kładąc trzymającą przeze mnie uprzednio patelnię, poprawiłem lekko pomiętą koszulę na dole i z radością chwyciłem za klamkę. To, kogo zobaczyłem mnie ledwo zwaliło z nóg.
-Hej, jestem Elisabeth, jednak wolę Ellie. Chciałam się zapoznać i przy okazji poprosić o uratowanie mi skóry.
------------------------------
Jak wam się podoba? Dla mnie to chyba jeden z najlepszych rozdziałów jakie na razie napisałam. Chodzi mi głównie o początek. Jak czytałam drugi raz co tu napisałam to ahahaha w pewnym momencie napisałam tak dwuznacznie, że niektórzy mogą sobie pomyśleć o scenie no wiecie jakiej. Dzisiaj pamparam Bronte. Zakochałam się w tym, po prostu śliczne! Gotye to mój chyba ulubiony zagraniczny wokalista. Ma takie poruszające teledyski i te piosenki...nic dodać, nic ująć.
Przepraszam za błędy i oczywiście liczę na komentarze :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę, jeśli przeczytałeś/aś to pozostaw po sobie komentarz. Komentarze tak motywują do dalszego pisania. Dziękuję i całuję, Sue x