czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 2 "Możemy to załatwić po przyjacielsku"

Obudziły mnie krzyki z dołu. No za co? Kto mi powie, za co? Pierwszy dzień w domu i już coś. Ze zmrużonymi oczami sięgnęłam dłonią po telefon na szafkę i popatrzyłam na mały ekranik, który pokazał godzinę 9:16 po czym powróciłam do poprzedniego stanu. O nie, mają przerąbane. Wkurzyłam się; dobrze wiedzą, że lubię długo spać. Może robią to specjalnie. Najpierw przewróciłam się na brzuch twarzą zwróconą do poduszki, zaś potem odsunęłam kolorową, puchową kołdrę i wygramoliłam się z łóżka. Wyjęłam szary polar z szafy i wdziałam na moje zmarznięte stopy kapcie ze wzorkami. Przekręciłam gałkę uchylając nieco drzwi. No oczywiście, Nathan i Jay cali uchachani. Czemu mnie to w ogóle dziwi. Przeczesałam włosy ręką i cała zła zeszłam powoli ze schodów uważając, żeby się nie potknąć. Nadal ledwo kontaktowałam. Gdy wychyliłam się zza rogu spostrzegłam szatyna w samych pasiastych bokserkach z butelką wody w ręku i ubranego już Jay'a z tym samym napojem. Polewali się nawzajem. Ludzie, trzymajcie mnie. W środku zimy ci dwaj polewają się wodą. W dodatku było okropnie zimno, a Nath w majtkach. Nie, ja nigdy nie zrozumiem chłopaków. Stanęłam z rękami na biodrach i czekałam na to, kto wykona kolejny ruch, jednakże loczek szybko mnie zauważył i koniec zabawy.
-Zabiję was kiedyś-mówiłam powoli i z przerwami. Loczek postawił butelkę na stoliku i pokazał dwie ręce w geście obrony przewracając przy tym oczami. Uradowany zaś zielono-niebieskooki popatrzył na niego lekko zdziwiony, a później na mnie co spowodowało zanik uśmieszku z twarzy.
-Ja nic nie zrobiłem, to on zaczął-powiedział Bird przez śmiech pokazując palcem na przyjaciela. Już wiedziałam komu się dostanie kapciem lub czymś innym po durnowatej głowie.
-Mhm-odparłam przenosząc wzrok z postaci Jay'a na drugiego chłopaka-będzie ciekawie.
-Nie, Aly-powoli odsuwał się w stronę pianina prawie potykając się o róg sofy-nie, nie waż się.
-To ja może was zostawię-loczek na palcach udawał się w stronę drzwi.
-Poczekaj-krzyknęłam wyciągając rękę na znak zatrzymania-gdzie idziesz?
-Chciałaś chyba powiedzieć jadę. No, więc jadę do Gloucester po resztę rzeczy. Przy okazji zajrzę do Sykes'ów.
-To weź kilka rzeczy też z mojego domu. Tam moja mama powie ci co i jak.
Dobra, będę za...-chwilę się zastanowił, podrapał po swej brodzie, dodał-niedługo-założył kurtkę, czapkę i wyszedł. Tak po prostu. Czyżby, aż tak się mnie przestraszył? Nie byłam jakąś wiedźmą jeśli chodzi o kary za takie typu rzeczy; no może czasem. Przyznaję się do tego. W każdym razie podeszłam do szklanego stolika, na którym Bird pozostawił swoją do połowy pełną butelkę i obróciłam ją kilka razy w dłoni spoglądając na uwiecznione na niej napisy.
-Wiesz, Nath-głośno i wyraźnie wypowiedziałam te dwa słowa. On zaś stał przerażony wnioskując po jego oczach i obawiał się każdego mojego wypowiedzianego słowa-możemy to załatwić po przyjacielsku.
-To znaczy?-jego głos zadrżał powodując mój śmiech pod nosem. Nie zdawał sobie sprawy jak śmieszy mnie to straszenie. Ja tylko się odpłacam pięknym za nadobne.
-To znaczy-i w tej chwili rozpoczęła się wojna. Wszystko było mokre. Od podłogi, po sofę, moją piżamę, bokserki, no wszystko. A kto wygrał? Nie trudno nie zgadnąć. Leżałam skulona na dywanie z zamkniętymi powiekami skrywając twarz, lecz to nie był dobry pomysł. Zaczęło się gilgotanie; jedno z najgorszych rzeczy jakie mogą być. Nie miałam się jak uwolnić, nie mogłam wstać, więc kopnęłam go w nogę z całej siły. Akurat on wtedy kucał i wiadomo co z tego wyszło. O mało nie wylądował na mnie, aczkolwiek oparł proste ręce o podłogę pomiędzy mną, a ja obróciłam się spoglądając w jego tęczówki. Nigdy nie trafiła się taka okazja, żebym się przyglądała im tak długo. Ten zadziorny uśmiech, jednodniowy zarost, zmierzwiona czupryna, klatka...stop. Odepchnęłam go na bok i wstałam szybko, aby nie było tego co prawdopodobnie mogłoby się teraz zdarzyć. Zakaszlałam w pięść i udawałam, że nic się nie stało.
-Może ja pójdę do sklepu, nic nie ma...
-Tak, pójdź do sklepu-przerwałam mu poprawiając pomiętą oraz mokrą bluzkę. Szatyn miał zamiar już wchodzić na górę, ale nagle mi się coś przypomniało-jak nie będziesz wiedział co kupić to zadzwoń-on jedynie skinął głową, podrapał się po karku i zniknął z mojego pola widzenia.

*

Nathan długo nie wracał. Albo mu się chciało pojechać do centrum i zrobić mega zakupy, albo spotkał kogoś znajomego, albo już sama nie wiem. Leżąc na kanapie przymulałam przed telewizorem słuchając muzyki jaka leciała na stacjach muzycznych. Jak można tyle iść do sklepu i wracać ze sklepu, no ludzie. Już miałam wyłączać telewizor i sama do niego pójść, jednakże zatrzymało mnie na moment pukanie. W myślach mówiłam do siebie "A może ten niedojda zapomniał kluczy i nie wiedział czy jestem w domu lub coś". Z niechęcią ubrałam swój ulubiony sweter i udałam się do drzwi. Jak gdyby nigdy nic otworzyłam je i zamurowało mnie. Z otwartą buzią wpatrywałam się w stojącą naprzeciw blondynkę. Bardzo dobrze ją znałam tylko cały czas zadawałam sobie w głowie pytanie co ona tu robi. Skąd ona wie, że ja tu mieszkam. To była ostatnia osoba, którą chciałabym kiedykolwiek spotkać. Od samego początku zgorszył mnie ten widok. Dziewczyna odgarnęła kosmyki włosów opadające na jej oczy, zaś ja zaplotłam ręce na klatce piersiowej.
-Co ty tutaj robisz, Sharon?-syknęłam przez zaciśnięte zęby.
-Oh witaj Montmogery, dawno się nie widziałyśmy, nieprawdaż?
-------------------------
Proszę bardzo, 2 rozdział opublikowany. Z góry przepraszam za wszelkie błędy. Dzisiaj bez muzyki, nie wiedziałam jaki utworek tutaj dodać. Co do rozdziału: nie powala jak dla mnie. Trochę krótszy niż 1 rozdział, ale to dlatego, że weny mi zabrakło pod koniec. Kolejny rozdział dopiero w poniedziałek lub wtorek, ponieważ jadę na weekend do Krakowa. 
Także, do napisania! :)
PS.: Wpadnijcie do zakładki "Bohaterowie". Ukazała się nowa postać.

2 komentarze:

  1. świetny rozdział *u*
    No i byl alhan moment ^^ No, ale oni mogli sie wtedy pocałować...XD
    Hahaha, wkurzona Aly ewidentnie wystraszyła biednego Jay'a #lol
    Mam nadzieje, że Nathan wróci cały i zdrowy, prawda ?!
    No jjak ty mozesz przerywać w takim momencie... No wykończysz mnie!
    No cóż z niecierpliwością czekam na rozdział 3 :D
    Weny i do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po prostu Cię kocham <3 Rozdział jest cudowny.. i ten moment, gdy Nath i Alya mogli się pocałować - już się nawet na to nastawiłam :P
    Szkoda mi Jay'a. Biedny przestraszył się Aly i uciekł.
    Czuję, że Sharon będzie mieszać i nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów. Życzę weny :*
    Pozdrawiam xoxo

    zapraszam na: http://most-dudes-just-hit-it-and-quit-it.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Proszę, jeśli przeczytałeś/aś to pozostaw po sobie komentarz. Komentarze tak motywują do dalszego pisania. Dziękuję i całuję, Sue x